To nie był tylko trener. O jego śmierci dowiedziałem się dzięki translatorowi, który umożliwił mi odczytanie słów MUERE po angielsku. Literki słowa DIE bardzo ale to bardzo trudno przechodziły mi przez myśli. Byłem w szoku. Łzy same cisnęły się na oczy. Chyba nigdy jeszcze nie przeżywałem jeszcze śmierci kogoś spoza rodziny. Jak każdy kibic Barcelony, który obserwował mecze z udziałem Tito byłem po prostu załamany. Włączyłem jakąś muzykę i zacząłem coś bezmyślnie robić. Bezmyślnie, ponieważ On zajął wszystkie moje myśli, całą moją głowę. Jeszcze w zeszłe wakacje czytałem książkę o Barcie, w której było nieco z jego wypowiedzi. Były to słowa mądre i rozsądne jak przystało na pełnego futbolowego rozumu gościa. Był kimś niezwykłym. Tworzył futbol, kierował nim, znał się na nim jak tylko garstka ludzi na tym świecie potrafi... Długo już takich ludzi nie poznamy. Bo nie było nam dane do końca poznać jego. W stosunku do mediów czy kibiców był przyjazny, ale wolał by za niego mówiła drużyna. Nie uważał się za kogoś wielkiego. Z pewnością wielu go takim nie nazywało, ale wydaje mi się że jednak powinno. Prowadząc taką drużynę, nawet przez rok, doprowadzając ją do półfinału Ligi Mistrzów człowiek staje się legendą. I taką legendą był na pewno Tito Vilanova. Jeszcze taki mały obrazek na zakończenie : gdy przez łzy spojrzałem w okno ujrzałem (być może oczami wyobraźni, możecie się śmiać ile chcecie!) na niebie człowieka z piłką wchodzącego po schodach. Dokąd możecie sobie odpowiedzieć patrząc na tytuł dzisiejszego posta. Innego niż wszystkie. Zazwyczaj postami oddajemy hołd futbolowi i jego niezwykłej mocy, sile ciągnącej do niego tłumy. Dziś napisałem by oddać hołd jednostce. Jednostce, która dała nam piękne chwile szczęścia, radości i dumy z tego, że możemy to oglądać.
”Mieć szansę kierować Barçą jest niezapomniane. Nigdy nie cierpiałem z tego powodu i nieustannie się z tego cieszę.”
- Tito Vilanova, podczas pierwszej konferencji sezonu 2013\14
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz